wtorek, 3 maja 2011

Czas honoru i odwagi w londyńskim East End

Polskie wspomnienia z okresu II wojny światowej czytałam już setki razy. Wcześniej nie wpadły mi w ręce  te, dotyczące innych krajów. Gdy na wyprzedaży w lokalnej bibliotce znalazłam książkę Gildy O'Neill ''Our Street: East End :Life in the Second World War'' bez wahania ją kupiłam. Raz, że zachęciła mnie cena  -75 pensów za sztukę!!. Biblioteki w Anglii bardzo często organizują wyprzedaże książek. Ma to związek z określoną długością tzw. shelving life, czyli życia półkowego.Gdy przez dany okres czasu książka nie była wystarczająco często wypożyczana lub jest po prostu stara, sprzedaje się ją za grosze, by zwolnić miejsce dla nowych nabytków. Proste, skuteczne i z korzyścuą dla obu stron.  Dwa, tematyka jest jedną z moich ulubionych. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę. 


Gilda O'Neill urodziła się w 1951 roku. Wychowała się i mieszkała w londyńskiej dzielnicy East End. Klimat tego miejsca opisywała w swych powieściach i wspomnieniach (między innymi My East End: Memories of life in Cockney). W wieku lat piętnastu porzuciła szkołę by powrócić do niej jako osoba już dorosła i  zdobyć aż trzy dyplomy uniwersyteckie (!) Była autorką dość płodną. Odkąd w roku 1980 zajęła się wyłącznie pisarstwen, napisała kilkanaście powieści i kilka książek wspomnieniowych. Zmarła niespodziewanie we wrześniu 2010 roku, na skutek niepożądanych skutków leku przepisanego jej przez lekarza.
Gilda O'Neill twierdziła, że każdy człowiek ma do opowiedzenia jakąś historię oraz, że nie należy żałować minionych lat, należy je dobrze wspomniać.


Gilda O'Neill. Źródło: http://www.towerhamlets.gov.uk/news/east_end_life/2010/18_october/glorious_gilda,_who_brought.aspx

Jej książka o życiu na East End w czasie drugiej wojny świarowej jest hołdem złożonym wszytskim mieszkańcom tego miejsca. Jest to zapis wspomnień osób, które wojnę przeżyły, będąc wtedy w wieku dziecięcym. Autorka posłużyła się  również wycinkami prasowymi i kronikami miejskimi, tworząc obraz dzielnicy, w której pomimo wojny, bombardowań, głodu, poczucia zagrożenia  i niepewności, życie toczy się swym normalnym rytmem. Ludzie przyzwyczajeniu do nalotów bombowych, zostawiają wszytsko, czasem jest to niedojedzony obiad, i schodzą do schronu by tam bezpiecznie przeczekać. Niektórzy, nie ufając schrononom, wolą pozostać w swych mieszkaniach. Ojcowie czynnie walczą, matki dzielnie pracują aby utrzymać rodzinę a dzieci, jak to dzieci - nie odczuwają niebezpieczeństwa. Dla nich wojna jest ekscytującym przeżyciem..

Książka podzielona jest na czternaście rodziałów, poświęconych odrębnym wspomnieniom, np. Schrony, Dzieciństwo, Praca, Czas wolny, Rozłąka z rodziną. 
Oprócz zapisu wspomnień autorka opatruje je swym komentarzem. 
Książka zawiera fotografie z lat wojny, stanowiące doskonałą ilustrację tekstu. 

Gilda O'Neill : Our Street: East End Life in the Second World War. Londyn: Penguin Books, 2003

poniedziałek, 2 maja 2011

Amoralna gorszycielka

Zmęczona fikcją literacką często sięgam po autobiografie pisarzy. Istnieją głosy, że są to często książki zakłamane, ale przecież jak wiadomo, trudno jest pisać o samym sobie. Nie zmienia to faktu, że czytam je namiętnie, bo oddają koloryt epoki i wyjaśniają doskonale motywy wielu dokonań artystycznych autora.

Kilka dni temu wpadła mi w ręce wydana parenaście lat temu autobiografia Ireny Krzywickiej ''Wyznania gorszycielki''. Pochłonęłam ją jednym tchem chociaż przy opiece nad rocznym szkrabem, ten '' jeden dech'' oznacza kilka dni, bo czytać bez przerwy się nie da. Z jednej strony dawkowałam sobie tę przyjemność, bo nie lubię gdy przyjemna lektura się kończy, z drugiej ciągnęło mnie do niej i myślami wracałam kilkanaście razy w ciągu dnia.



Irena Krzywicka zasłużyła się w świadomości wielu jako amoralna wojowniczka o prawa kobiet, pierwsza  polska feministka, która postulowała o prawo do świadomego macierzyństwa. Na przełomie lat 20 i 30tych ubiegłego stulecia takie poglądy szokowały. Jej działalność prokobieca często przesłaniała jej dokonania twórcze, a pisała niemało.
Irena Krzywicka na portrecie Witkacego. Rok 1928. Źródło: Wikipedia
Z pochodzenia Żydówka, wychowała się w rodzinie o dość swobodnej jak na tamte czasy obyczajowości, choć jak sama przyznaje, mając lat dwadzieścia cztery była ku swemu utrapieniu dziewicą i dopiero podczas zbierania materiałów do swej rozprawy doktorskiej zobaczyła męskie przyrodzenia w całej okazałości.
Ukończyła Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego ale nie przypuszczała, że będzie jej dane utrzymać się ''z pióra''. Udzielała korepetycji z języka polskiego i czasem pisywała felietony do prasy, tłumaczyła powieści oraz przeprowadzała wywiady z pisarzami. Nie przynosiło jej to jednak wystarczającej gratyfikacji finansowej.

Poślubiła swego wieloletniego przyjaciela, Jerzego Krzywickiego, syna słynnego Ludwika, socjologa i ekonomisty. Małżeństwo jej było dość osobliwym związkiem. Od samego początku zawarli z mężem pakt o swobodzie, z czego Irena korzystała nad wyraz często, spędzając upojne chwile ze swymi kochankami, podczas gdy mąż nie reagował na to zazdrością a przyjmował ze zrozumieniem.
Przełom w jej życiu zawodowym dokonał się gdy poznała Boya Żeleńskiego. Znajomość ta przyczyniła się również do prawdziwej rewolucji w jej życiu osobistym. Zakochała się w nim i czuła, że jest miłością jej życia. Nie chciała jednak niszczyć swego małżeństwa i rodziny, dlatego nie bez wyrzutów sumienia i wewnętrznych rozterek, prowadziła życie podwójne, nie kryjąc się bynajmniej ze swym romansem z podstrzałałym już literatem.
Związek ich, oprócz erotycznych uniesień przyniósł obojgu przypływ wen twórczych. Zakochany Boy przeżywał drugą młodość, co miało wielki wpływ na jego pracę. Pisał dużo i namiętnie. Irena pod okiem swego literackiego mistrza też wypłynęła na szersze wody. Stała się sławna dzięki swym recenzjom teatralnym, zaczęła bywać w warszawskim środowisku literackim. Dokonywała wielu tłumaczeń literatury światowej, jak chociażby książek Wellsa, Frischa i Durrenmatta.

Jej autobiografia jest próbą przywołania okresu dwudziestolecia międzywojennego. Ożywa cała warszawska śmietanka artystyczna. Znów ''na górce'' kawiarni Ziemiańskiej spotykają się Tuwim, Słonimski, Lechoń, Jasnorzewska. Obok codziennego życia, w Warszawie znów toczy się całkiem oderwane od rzeczywistości życie kulturalne. Słowo pisane jest sztuką, praca stoi na wysokim poziomie, a spory pomiędzy pisarzami załatwia się nie drogą sądową a polemiką. Krzywicka znała całą ówczesną artystyczną warszawską bohemę. W jej domu bywali między innymi Zofia Stryjeńska, Iwaszkiewiczowie, Wierzyńscy. Ożywają co sobotnie wieczorki u Boya, na które zapraszał pisarzy, aktorów, malarzy, dziennikarzy, prawników, naukowców.
J.Rapacki: Wnętrze kawiarni Ziemiańska. Zródło: http://www.jewishmuseum.org.pl/





Krzywicka opórcz literatury kochała również przyrodę i bolała nad faktem mieszkania w mieście. Gdy sytuacja finansowa jej rodziny  znacząco się poprawiła  - mąż stał się wziętym prawnikiem, ona świetnie zarabiała pisząc - kupili działkę budowlaną w Podkowie Leśnej i zbudowali tam niezywkle oryginalną Szklaną Willę. Krzywicka oddała się swej drugiej pasji, projektowaniu ogrodów  i wkrótce urządziła tam urokliwe miejsce. Spędzano tam lato, na zimę wracano do Warszawy. W Szklanej Willi gościli niejednokrotnie najznakomitsci polscy pisarze.Sprzedała ją w roku 1953.
Źródło: http://www.miastaogrody.pl/szklana-willa/
Podczas wojny musiała się ukrywać pod zmienionym nazwiskiem, gdyż jej nazwisko znajdowało się na nazistowskiej liście przeznaczonych do egzekucji. Tuż po wojnie wyjechała do Francji, gdzie pełniła funkcję attache kulturalnego. Po powrocie w roku 1946 pisywała recenzje teatralne do Rzeczpospolitej. Została również radną miasta Warszawy.

W latach 60 tych wyjechała do Francji, by już stamtad nie powrócić.Mieszkała w Bures-sur-Yvette, gdzie zmarła w 1994 roku. Gorszycielka żyła więc bardzo długo, bo aż 95 lat.

Już ostrzę sobie zęby na biografię Krzywickiej pióra Agaty Tuszyńskiej pt. Długie życie gorszycielki,



Irena Krzywicka: Wyznania gorszycielki. Warszawa : Czytelnik, 1992

Zaczynamy blogowanie...

Jestem miłośniczką książek i czytania.

Książki czytam od kiedy pamiętam. Miałam może cztery, pięć lat kiedy samodzielnie posiadłam umięjętność czytania i od tamtej pory nie rozstawałam się z nimi. Książki towarzyszyły mi wszędzie, w domu, na wakacjach, w autobusie, poczekalni u lekarza.
Wybór drogi zawodowej wydawał mi się oczywisty: gdzie książki tam i ja. Początkowo miała to być polonistyka, ale zaintrygował mnie zawód Ignacego Borejki, filologa klasycznego i bibliotekoznawcy, bohatera Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz,  moich ukochanych książek z czasów wczesnej młodości. Zaczęłam przekopywać informatory dla maturzystów i już wiedziałam. To jest to. Miejsce miłośnika książek jest w bibliotece. Studia te, często błędnie i pogardliwie nazywane przez postronnych bibliotekarstwem (kto wie o czym mowa, ten też się pewnie obruszy), wbrew pozorom nie uczą wypożyczania książek, wypełniania kart bibliotecznych i tym pododnych, ale dają szeroką wiedzę na temat historii książek, piśmiennictwa, bibliotek, historii literatury, kultury, edytorstwa, zagadnień dotyczących prasoznawstwa, czytelnictwa i informacji naukowej. Jednym słowem raj dla bibliofila. I przez pięć lat nikt nie powie Ci, że marnujesz czas na czytanie. Tam po prostu musisz czytać.

Po pięciu latach spędzonych na czytaniu niezliczonej liczby lektur obowiązkowych i tych już całkiem dobrowolnych moja miłość do literatury nadal trwała. Rozpoczęłam pracę w bibliotece  naukowej i tam też namiętnie czytałam, częściej literaturę fachową niż piękną.

Od paru lat mieszkam poza granicami Polski. Obecnie z racji obowiązków młodej mamy mam coraz mniej czasu na czytanie, ale i tak robię to częściej niż statystyczny Polak, czytając ok 10 książek miesięcznie. Marny to wynik w porównaniu z czasem i trzycyfrową liczbą podczas studiów, ale... nie można mieć w życiu wszytskiego.

Od czasów licealnych mam niezliczoną ilość zeszytów, w których zapisuję co przeczytałam. Ten blog jest próbą ocalenia od zapomnienia, tego co czytam teraz.
Nie zawsze są to pozycje ambitne. W końcu książki typowo rozrywkowe też pisze się po to, by je czytać.

Zatem do dzieła.